Kształty stałe

13 kwietnia 2017

Koncepcja i reżyseria Łukasz Twarkowski

Współtwórcy
Piotr Choromański, Emiko Okime, Paula Grocholska, Anka Herbut, Jakub Lech, Bogumił Misala, Bartosz Nalazek

Obsada
Sylwia Boroń, Wiesław Cichy, Adam Cywka, Małgorzata Gorol, Tomasz Kocuj, Rafał Kronenberger, Igor Kujawski, Tomasz Lulek, Dariusz Maj, Dagmara Mrowiec-Matuszak, Michał Mrozek, Michał Opaliński, Edwin Petrykat, Halina Rasiakówna, Katarzyna Strączek, Adam Szczyszczaj, Wojciech Ziemiański, Marta Zięba

Gościnnie Przemysław Furdak, Marta Ojrzyńska

Koordynacja Kasia Majewska, Alicja Szumańska

Premiera 13 kwietnia 2017, Sala Audytoryjna, Wrocławskie Centrum Kongresowe w Hali Stulecia

Teksty

„Prawie 600 osób w teatralnym podziemiu, 36 na Mirandolinie na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu — taki był bilans czwartkowego wieczoru. W Centrum Kongresowym artyści pokazali Kształty stałe i wspólnie z publicznością odebrali Kamyki Puzyny.

Wrocławska publiczność wybrała jednoznacznie — pokazała decydentom, o jaki teatr jej chodzi, wypełniając salę Centrum Kongresowego przy Hali Stulecia, gdzie Teatr Polski w Podziemiu pokazał kolejną premierę.

230 dni staczania się do niebytu

«Miesięcznica» była tym razem wyjątkowa — odbyła się nie 6, ale 13 kwietnia, w 88. rocznicę urodzin Konstantego Puzyny, wybitnego krytyka teatralnego. Tego dnia artyści z podziemia oraz publiczność Teatru Polskiego odebrali nagrodę jego imienia.

Idea Kamyka Puzyny zakłada ścisły styk teatru z życiem — redakcja pisma «Dialog» przyznała ją tym razem za walkę w obronie wrocławskiej sceny. Piotr Olkusz, przedstawiciel redakcji, podkreślał, że uroczystość odbywa się 230. dnia trwającego od 26 sierpnia protestu. I że jest to najdłuższy protest prowadzony przez artystów w wolnej Polsce.

— To jest 230 dni politycznej inercji, obietnic składanych przez urzędników i niewywiązywania się z nich, 230 dni, podczas których Teatr Polski stacza się w przestrzeń artystycznego niebytu — mówił.

Jacek Sieradzki, naczelny «Dialogu», wyraził nadzieję, że kolejną nagrodę będzie można w przyszłym roku wręczyć w domu wyróżnionych tym razem artystów, którym jest Teatr Polski.

— Te 230 dni przypominają nam wszystkim, czym jest mecenat państwa nad sztuką — mówił Igor Kujawski, aktor Teatru Polskiego, odbierając Kamyk wraz z resztą zespołu i publicznością. — Znakomicie pasują tu też słowa, które powiedział ostatnio prof. Stanisław Fijałkowski, uczeń Władysława Strzemińskiego, że artysta bez wolności jest niczym. Nawet nie zerem, bo zero w matematyce ma jakąś wartość, ale właśnie niczym.

Manifestacja artystycznej wolności

Teatr Polski w Podziemiu po raz kolejny udowodnił wczoraj, że nawet pozbawiony budżetowego wsparcia i możliwości działania na macierzystej scenie zachowuje tę podstawową wartość. Kształty stałe w reżyserii Łukasza Twarkowskiego były manifestacją artystycznej wolności, a przy tym jaskrawym przeciwieństwem propozycji repertuarowych Cezarego Morawskiego, obecnego dyrektora Polskiego.

I nie chodzi tu jedynie o proporcje dotyczące widowni: o ile w nowych premierach Polskiego obserwujemy artystyczny regres, w podziemiu dostaliśmy remiks fragmentów najlepszych spektakli z ostatnich dziesięciu lat wrocławskiej sceny, tworzących nową całość nawiązującą do aktualnej sytuacji.

Zostało zobaczone, nie może zostać zapomniane

Wchodzących na widownię witała Marta Ojrzyńska, wrocławianka, aktorka Narodowego Starego Teatru, dając — niczym stewardesa na pokładzie Jumbo Jeta — instruktażowy pokaz, w którym zapoznała nas ze współczesnym modelem sceny teatralnej wyposażonej m.in. w siedem urządzeń oświetleniowych potocznie zwanych głowami, symbolizujących siedem spektakli zdjętych z afisza przez obecnego dyrektora Polskiego.

— Podczas trwania performance'u wolno ci zmieniać miejsce tyle razy, ile chcesz. Możesz wychodzić i wchodzić, jeśli tylko poczujesz taką potrzebę, wykonywać dowolne gesty, tańczyć, jeśli tylko masz na to ochotę. Wolno ci patrzeć na obiekty sceniczne, słuchać ich i dotykać — usłyszeliśmy. I jeszcze, że tytułowe Kształty stałe oznaczają to, co zostało zobaczone i nie może zostać zapomniane, bo na zawsze zapisało się w pamięci.

A potem zaczął się wieczór «Dziadów» w wersji Twarkowskiego, w nowoczesnej multimedialnej i muzycznej oprawie IP Group. Ale niezależnie od zastosowanej technologii «Dziady» pozostały «Dziadami», a Twarkowski wziął na siebie rolę Guślarza, który wywołuje duchy teatralnej sceny pojawiające się przed publicznością w korowodzie, powtarzające jak mantry fragmenty swoich ról. Spotkaliśmy aktorów zaklętych w postaciach, które odtwarzali, a które za sprawą decyzji Morawskiego zostały skazane na zagładę — czy to przez zdjęcie spektakli z afisza, czy przez zwolnienia aktorów, wykluczające dalszą eksploatację przedstawień. Tego wieczoru dostaliśmy dowód, że nie sposób unicestwić ich jedną administracyjną decyzją, że wciąż prowadzą podskórne życie, gotowe zmartwychwstać przed publicznością.

By nie opierali się na kupie gnoju

Całość otwiera fragment z Kliniken w wykonaniu Marty Zięby — wyliczankę dat, lat księżycowych, które przynoszą depresję i zagrożenie dla życia wielu ludzi, zamyka właśnie 2017 r. Potem mamy m.in. Wiesława Cichego, który krzyczy ze sceny tekstem ze Sprawy Dantona Jana Klaty: «Zerwałem z ministrem!», i apeluje o to, żeby politycy w swoich decyzjach opierali się na elicie, a nie na kupie gnoju. Sylwia Boroń ciska się po scenie, wchodząc w skórę swojej bohaterki z Poczekalni.0 Krystiana Lupy: «Czy pan wie, co mi pan zrobił? Czy pan poniesie odpowiedzialność?» — wykrzykuje i trudno nie znaleźć adresata tych pytań w Cezarym Morawskim.

Tych odniesień do sytuacji Polskiego i walki o teatr jest więcej. Katarzyna Strączek opowiada o tym fragmentem z Courtney Love Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki, mówiąc o (nie)możliwości powrotu do momentu w czasie, kiedy jeszcze wszystko było możliwe. W roli Frances, córki Kurta Cobaina i Courtney Love, Michał Opaliński pochyla się nad trupem ojca (nad trupem teatru).

Jest mistrzowski, pełen wdzięku striptiz Małgorzaty Gorol z Podróży zimowej Pawła Miśkiewicza — jak ironiczne wyzwanie rzucone tym, którzy przejęli władzę w Polskim, głosząc, że nagość na scenie jest wyłącznie świadectwem bezradności reżysera.

Są Zosia i Zły Pan z Dziadów Michała Zadary, są fragmenty z Tęczowej Trybuny 2012 Demirskiego i Strzępki. «Pedały to są mężczyźni, którzy przez piętnaście lat starania się nie byli w stanie uzyskać antydyskryminujących ustaw od rządu, z zerową siłą przebicia i zerowym wyciągiem z konta» — trudno nie odnieść słów wypowiadanych przez Igora Kujawskiego do sytuacji artystów.

Z kolei apel Michała Mrozka o złagodzenie stadionowych zakazów równie dobrze mogłaby wygłosić publiczność Polskiego. Dostaliśmy też fragmenty niedokończonego spektaklu Lupy w wykonaniu Dariusza Maja, w których słowo «proces» wyjątkowo dobrze rymowało się z protestem.

— Nie chcę przegrać swojego procesu, to zrozumiałe — mówił ze sceny aktor. — Nie mogę więc zaniedbać niczego, z czego bym mógł skorzystać; nawet jeśli nadzieja korzyści jest minimalna. Dlatego wszystko, co posiadam, zużyłem na proces.

I jeszcze nadzieję, która umiera ostatnia i ustami Małgorzaty Gorol uparcie głosi, że miłość jest osiągalna. Absolutnie.

Widownia z Facebooka

To, co zobaczyliśmy w czwartkowy wieczór, wydaje się niewiarygodne — w ciągu jednego zaledwie dnia teatralnemu podziemiu udało się przygotować pełnoprawny spektakl z przemyślaną dramaturgią, z przekazem trafiającym w sedno konfliktu w Polskim, ale też szerzej — współczesnej, uwarunkowanej politycznie, sytuacji artysty, a widownię zapełnić dzięki promocji opartej niemal wyłącznie na Facebooku.

Dostaliśmy przedstawienie z rozbudowaną warstwą wizualną i muzyczną, w której znalazły się piosenki Marty Zięby z Blanche i Marie Cezarego Ibera, Adama Szczyszczaja z Kronosu Krzysztofa Garbaczewskiego, a na koniec krótki, energetyczny koncert Katarzyny Strączek z towarzyszeniem teatralnego zespołu (Adam Cywka, Kujawski, Dagmara Mrowiec-Matuszak) i z przebojami z repertuaru Courtney Love.

Szkoda, że w sali nie było członków zarządu województwa dolnośląskiego (urząd marszałkowski reprezentował wyłącznie jego rzecznik) — przekonaliby się, gdzie dziś bije serce Polskiego. I że ze zmianą na stanowisku dyrektora nie wolno zwlekać.”

Magda Piekarska
Serce Teatru Polskiego bije w Podziemiu. Tam jest znacznie więcej widzów niż na oficjalnej scenie
[w:] wroclaw.wyborcza.pl