„Spektakl w reżyserii Moniki Pęcikiewicz to brutalna opowieść o kobiecej seksualności i samczym terrorze, który ją knebluje, wypacza i stygmatyzuje. Nie ma tu miejsca na subtelności ani półcienie. Przedstawienie mocno uderza w porządek, w którym męskie pragnienia są normą, a kobiece – zboczeniem. Kościół jawi się tu jako aparat przemocy wymuszający wstyd i podporządkowanie. Mężczyźni są jedynie tłem – ich obecność jest sprowadzona do funkcji strażników patriarchalnego ładu. To kobiety są siłą napędową tej opowieści. Anna Ilczuk zachwyca odwagą swojej transgresyjnej kreacji, w której przekracza granice – swoje, widza, społecznych norm - dając fizyczny, intensywny, perwersyjny wręcz występ.
Anastazja Kowalska błyszczy w jednej z najlepszych scen spektaklu – lekkiej, naturalnej, wręcz hipnotyzującej. Świetny epizod o sikaniu w jej wykonaniu pokazuje, jak wiele można powiedzieć w teatrze bez patosu i wielkich gestów, a z pełnym luzem i szczerością. Za scenografię i kostiumy odpowiadają Grzegorz Więckowski i Karolina Benoit. Ich wspólna praca podkreśla kontrast między opresyjnym światem zewnętrznym a dziką, wyzwoloną przestrzenią lasu. Muzyka Stefana Węgłowskiego wprowadza widza w klimat pełen niepokoju, choreografia i ruch sceniczny (Bartłomiej Gąsior, Aleksandra Grącka-Baczyńska) uwidaczniają emocjonalne napięcia bohaterów, a światła (Wojciech Puś) podkreślają dualizm świata – surowe tony opresji i ciepłe barwy wolności. Heksy to spektakl niepokorny i prowokacyjny, miejscami wręcz (za) brutalny w swojej dosłowności. To bezkompromisowy manifest przeciwko patriarchatowi pełen krzyku, buntu, gniewu. Teatr rozrywający tkankę opresji i próbujący wydzierać kobietom ich przestrzeń.”
„Wrocławska inscenizacja nie unika tematów tabu – otwarcie mówi o przemocy wobec kobiet, kontroli nad ich ciałami i seksualnością, a także o roli Kościoła w utrwalaniu tych mechanizmów. Kościół w Heksach jawi się jako instytucja strażnicza, trzymająca społeczeństwo w ryzach konserwatywnej moralności, ale także jako struktura, która przez wieki odpowiadała za represje wobec kobiet – od polowań na czarownice po współczesne restrykcje dotyczące praw reprodukcyjnych.
Aktorzy w Heksach prezentują intensywną i ekspresyjną grę, opartą na silnym zaangażowaniu fizycznym i emocjonalnym. Ich interpretacje postaci są pełne gniewu, determinacji i wewnętrznego napięcia. Aktorzy świetnie operują gestem i ciałem. Ruch sceniczny jest dynamiczny i momentami przypomina rytuał. Ich ekspresja wokalna również odgrywa istotną rolę – dialogi przeplatają się z krzykiem, szeptami i melorecytacją, co wzmacnia rytualny charakter spektaklu.
Spektakl jest brutalny, cielesny i przepełniony gniewem. To artystyczna rebelia przeciwko skostniałym normom, w której mistycyzm przeplata się z dosadnością, a groteska z głęboką refleksją. Dla jednych będzie to prowokacja, dla innych – długo wyczekiwany głos w sprawie emancypacji. Spektakl z pewnością nie pozostawi obojętnymi tych, którzy go zobaczą. Pozostaje jednak pytanie, na ile przełoży się on na szerszą dyskusję. Czy okaże się na tyle silnym głosem w walce o prawa kobiet, by choć trochę poruszyć skostniały system opresji?”
„Heksy prezentują cały wachlarz różnorodnych spojrzeń na podejście do kobiet, ich seksualność i miejsce w świecie. Zachwyt nad kobiecą fizjonomią miesza się ze wstrętem, poczucie nabożnej czci z przedmiotowym traktowaniem. Jako widzowie sami zastanawiamy się, czy to, co właśnie widzimy, należy do świata jawy czy snu? Szczególnie warty skomentowania wydaje się być w tym miejscu wątek klasztorny. W opisie spektaklu zaznaczono, że jego treść może obrażać uczucia religijne. Nasuwa się pytanie: jak bardzo patriarchat łączy się z religią? Odpowiedź pozostaje otwarta. Heksy to spektakl z rozmachem. Mam wrażenie, że to dzieło zrodzone z bardzo silnych emocji: gniewu, smutku, a może i wręcz furii. Furii spowodowanej tym, że jako kobiety nadal jesteśmy niesłuchane. Życie w patriarchalnym społeczeństwie zostaje tu wzięte pod lupę.”
„«A teraz pokażę Wam cipę» i wszyscy zobaczyli jedną z piękniejszych scen w przedstawieniu Heksy na podstawie książki Agnieszki Szpili, w jej adaptacji oraz dramaturgii, a wyreżyserowanym przez Monikę Pęcikiewicz. Na scenie, wśród wizualizacji przedstawiającej setki kolorowych motyli, na środku sceny onanizowała się jedna z bohaterek. Między nogami miała kwiat peoni. W innym fragmencie bohaterka pouczała kobiety, że «kwiat peoniowy» każdej jest «najniejszy» i żeby każda zobaczyła, jakie «najniejsze» ma między nogami. Kiedyś czytałam o badaniach, w których podano, że duża część kobiet nigdy nie oglądała swojej waginy – od małego jesteśmy uczone – «nóżki razem» i o wstydzie, tam między nogami. Ten spektakl jest przede wszystkim o sile kobiet i kobiecości wbrew wszystkiemu złemu, co je spotyka...”
„Autorka Heks wywróciła też męski świat do góry nogami, próbując uświadomić mężczyznom, do czego ogranicza się często ich życie. A kreując w alternatywie wobec męskiej narracji nową, kobiecą mitologię, stworzyła też oryginalny poetycki język, nasyconymi neologizmami, czerpiącymi ze świata przyrody. To wyjątkowa eko-lingwistyka (sterczek czy twarożyn). Szpila odbija się być może od «Gargantui i Pantagruela» po to, by męskie widzenie świata prze definiować, zaś to, co łączone z ciałem i fizjologią, ograniczane do wulgarności i obsceny – zmiękczyć, aby kobiety nie musiały po męsku bluzgać tak jak Szajbel, gdy jest sfrustrowana albo walczy o utrzymanie pozycji.”
„Adaptacja głośnej powieści dobrze oddaje jej rytm, klimat, estetykę, a przede wszystkim – zawartą w niej wściekłość. To spektakl celowo ostry, brudny, często obrazoburczy i wulgarny. Opowieść o eko-feministycznej rewolucji ma formę przekraczających granice scen, w których obsada odgrywa dziki seks czy lekcje poprawnego oddawania moczu albo obrzuca się obierkami. Ale są w tym spektaklu chwile piękne wizualnie i wzruszające pod względem wymowy - choćby obraz kobiecej wspólnoty.”
„Ta pełna rozmachu i dynamiki sztuka doskonale wpisuje się w nurt poszukujący nowych środków ekspresji, eksperymentów, swoistej transgresji w teatrze będącej ukazywaniem odmiennych sposobów myślenia, odkrywaniem nowych możliwości postrzegania, a przez to jakże cennym. Jest niczym wyzwanie wobec wszelkich moralizatorów, którzy zapomnieli o rozumieniu, rękawicą rzuconą konwencji tłumiącej dynamikę życia, hymnem o wyzwoleniu i autentyczności. Nie bez powodu premiera odbyła się 21 marca, w pierwszy dzień wiosny, kiedy przyroda budzi się do życia.”
„Wrocławskie Heksy to, mimo całej swojej biologiczności, przedstawienie zabawne, ironiczne, a momentami zaskakująco wręcz dla mnie metafizyczne, poetyckie, bardziej niż książka, która jednak te akcenty mocniej równoważy.”
„Ale Heksy nie chcą rozwiązania konfliktu, chcą nawoływać do miłości mimo niego. Taki proces okazuje się rozsadzać starą dobrą teatralną budowę, pokazując jej rusztowania i poutykane tu i ówdzie pakuły. Proces emocjonalny bez paliwa gniewu utyka na podsuwaniu nam lustra dla naszych własnych ograniczeń i śmieszności wobec odwiecznych tajemnic: rodzenia, umierania, pożądania, osadzenia w znacznie większym od nas świecie, zależności od matki-przyrody. Misterium okazuje się seansem terapii, który więcej rozpakowuje, niż domyka, i zostawia nas z tym całym bajzlem. Robiąc dokładnie to, czemu tradycyjnie teatr miał przeciwdziałać.”
„[...] Ilczuk jako Szajbel, której sznurki w willowym centrum dowodzenia wymykają się z rąk, aktorsko porusza się na granicy szarży, ale jest to szarża kontrolowana, przez co skuteczna i przekonująca; Janowska zostawia na scenie mnóstwo potu i zapewne łez, łącząc aktorstwo dramatyczne z elementami fizycznego teatru ruchu i grając w takim zapamiętaniu, że nie można oderwać od niej oczu; Wnuczko i Kowalska lśnią i błyszczą – pierwsza w rolach Ursule i Bernadette, druga groteskowo przerysowanej Pameli Fellatio, dziewczyny z ekranu, która doprowadza Bartka do szaleństwa, dając mu złudzenie kontrolowania sytuacji, jak i Kunegunde Kreppel wodząca braciszków z klasztoru na pokuszenie; nie wspominając o Michale Opalińskim, który nawet z tak skromnego epizodu jak rola ojca Anny potrafi wysnuć sznur aktorskich pereł.”
„Scenografię zaprojektowano znakomicie, funkcjonalnie i oryginalnie. Była ruchliwa, tzn. zmienna: donoszona, przenoszona, posuwana… Współgrała z niekiedy nowatorskimi efektami świetlnymi. Wszędzie było jej pod dostatkiem. Towarzyszył jej dobrze opracowany, pomysłowy, jakby wszędobylski, wieloplanowy i twórczo zróżnicowany ruch sceniczny (niekiedy taneczny), dopełniany dynamiczną muzyką oraz innymi dźwiękami. Ciągle coś się działo. Wymagało to zapewne obfitości cierpliwych i rzetelnych prób scenicznych. Imponowały pomysłowością i estetycznym wysmakowaniem kostiumy oraz ich intrygujący niedostatek. Było bowiem dużo, umiejętnie wkomponowanej – rzeczywistej oraz pozorowanej – lecz niezbyt zmysłowej i pociągającej: jak z życia wziętej, nieporadnej nagości.”