W Łaźni Nowej, mimo rozbudowania widowni, na spektaklu Krystiana Lupy zajęte były wszystkie dostawki i schody. Pierwsze reakcje? „Balkony - pieśni miłosne pokazane wczoraj na festiwalu to kolejny dowód, że nikt tak jak Lupa wśród polskich twórców nie traktuje teatru jako głębokiej rozmowy o ludzkich traumach, śmieszności, niespełnieniach. To Lupa, do którego tęskniłem, oparty na literaturze (Dom Bernardy Alba Lorki, Lato Coetzeego, wyimki z Jelinek), a jednak z literaturą na swoich warunkach grający. A przy tym spektakl jest może dla niektórych zaskakująco komunikatywny, chwilami bardzo śmieszny, gdy zaś idzie o stosunek artysty do samego siebie, ożywczo autoironiczny” - mówi Jacek Wakar, krytyk i selekcjoner tegorocznej edycji. Wielbiciele mistrza dostali zatem to, co lubią najbardziej.
„Po rozbuchanych teatralnych superprodukcjach – jak Capri. Wyspa uciekinierów czy Imagine z warszawskiego Teatru Powszechnego – we Wrocławiu wraca Lupa bardziej kameralny, jak z krakowskiego Rodzeństwa czy wrocławskich Prezydentek. Dobrze to robi temu teatrowi. Skupienie, bliskość aktorek i aktorów między sobą i względem
publiczności – zagęszczenie akcji działa tu na plus.”
„W Balkonach największe wrażenie robią te nieśpieszne i intymne fragmenty, które są pełne drżącego napięcia; czegoś, co jest między słowami, co podpowiada nam rekwizyt czy muzyka w tle (piękny fragment z kwintetem smyczkowym Franza Schuberta). Lubię takie zatrzymania w teatrze, podczas których sięgam do pamięci i przywołuje tylko moje obrazy z przeszłości. W tym spektaklu jest na to miejsce i czas. Niektóre sceny, jak to u Lupy, hipnotyzują plastycznością - szykowną scenografią i pobudzającymi wyobraźnię projekcjami video.”
„Jest to wreszcie spektakl o teatrze, o – urwaniu się aktorki ze smyczy – niejednoznaczny, poruszający i fantastycznie zagrany przez Annę Ilczuk finał wcale nie
stawia w tej historii kropki, uprzedzam, gdyby ktoś się spodziewał, że tak będzie. Słyszałem w kuluarach opinie krytyków, że mamy do czynienia z jednym z najlepszych
spektakli Krystiana Lupy. A z pewnością – z przedstawieniem bardzo pięknym, nie pozwalającym o sobie zapomnieć, jednocześnie i nieznośnym i – jakoś zdumiewająco uzależniającym.”
„A Balkony zaskakują. Lupa ma dobry moment. Może dlatego, że jest w defensywie, że buduje swoją siłę na oporze? Skompromitowany prorok jest ciekawszy, kiedy mało kto
go już słucha. Ciągle ma moc budowania nieśpiesznych, pełnych wewnętrznego napięcia scen, przy snującej się z odległego tła muzyce. Hipnotyczna, niebywała gęstość
materii scenicznej, zwodnicze poczucie, że tu chodzi o coś więcej.”
„Stawką Balkonów wydaje się bowiem synchronizowanie własnych uczuć z uczuciami protagonistów, o czym zresztą mowa w spektaklu w kontekście twórczości Franza Schuberta (którego od dawna już nie ma, a którego emocje – pod postacią muzyki – wciąż są dla nas dostępne). Sztuka w tym ujęciu jest więc przestrzenią, w której kumulują się emocje wszystkich epok i pokoleń; jest uniwersalnym sposobem, wyrazem ludzkich doświadczeń, obszarem, gdzie można się ze sobą porozumieć, właśnie na jakimś poziomie zsynchronizować. Z tego też powodu w Balkonach jest tak wiele nawiązań do różnych dzieł kultury – muzyki klasycznej, obrazów Francisca Goi czy nawet świątecznego przeboju zespołu Wham!”
„Nieco ponura, pełna melancholii, rozgrywana w onirycznym rytmie opowieść z odległych stron, które łączy upał i granice narzucane miłości. Lupa skutecznie tworzy i utrzymuje bardzo charakterystyczny dla siebie styl i nastrój. Nie udałoby się to bez znakomitej obsady: stworzone przez nią postacie zdają się być w półśnie, ale jednocześnie wyraźnie czuć tu pełne skupienie i gotowość na daleko idące przekroczenia. Ważnym dodatkiem jest także bardzo specyficzne, czarne, dozowane w mikro dawkach poczucie humoru.”
„Lupa ma niecodzienną umiejętność łączenia formy z metafizyką. Docierania do rejonów, które Freud nazywał nieświadomością. Tego wielkiego śmietniska ludzkiego będącego produktem represyjnego społeczeństwa dyscyplinarnego. Wstydliwie ukrywanego i odsyłanego w niebyt.
Artysta odtajnia magazyn nieszczęść ulokowany w ciele, słowie, krzyku, onirycznych gestach, w relacjach między ludźmi, czasem w milczeniu. Społeczeństwo lęku, wszechobecnego „obozu pracy” i rytuałach posłuszeństwa zamyka nas w walce o przywileje, dominację, nadrzędność, w potrzebie sukcesu. To nie kończąca się walka o władzę. W najbardziej skrajnych przejawach uobecniająca się poprzez nienawiść i eliminację Innego, prowadząca do skrajnej przemocy i nietolerancji. Widoczna zwłaszcza w rodzinie, gdzie jak w soczewce skupiają się niedostrzegalne gołym okiem wyrafinowane, zagrażające życiu hierarchie jak w religijnym, katolickim Domu Bernardy Alba Federica Garcii Lorki i Lupy, jak w Zmierzchu bogów Viscontiego. Albo wulgarne i prymitywne, jak w pisowskiej Polsce albo wycieniowane i bezwzględne, jak w słonecznej faszystowskiej Hiszpanii Franco.
Artyści mierzą się z przemocą, z tą którą mają w sobie, jak również z przemocą państwa, systemu, reżimu. Mają odwagę konfrontacji i ujawnienia. Zawsze są uwikłani. O tym też jest wybitne przedstawienie Lupy Balkony – pieśni miłosne.
„Krystian Lupa dokonuje niemożliwego. Nie sposób oderwać się od sączącej się powoli nie-akcji (bo akcja jako taka rwie się tu na strzępki podobnie jak cięte i darte na szmatki prześcieradła, cierpliwie dekonstruowane przez jedną z bohaterek), od zdarzeń kalekich i fragmentarycznych, od dźwięków dziwnych a pozornie niekonsekwentnych, obrazów – to sennie płynących to poszarpanych. Czyni tworzywa swoich spektakli fascynującymi, choć same w sobie są jak skrawki, z których cóż przecież można by zrobić.”
„Nowy spektakl Krystiana Lupy - z pewnością to jedno z ważniejszych wydarzeń w teatralnym świecie. Zawsze na premierę tegoż reżysera czeka się z dużą dozą ciekawości. Pamiętam te czasy, gdy Teatr Polski był najlepszym teatrem w Polsce, kiedy zachwycałam się Prezydentkami czy Wycinką. Uwielbiam Teatr Polski w Podziemiu za to, że przetrwał i nadal tworzą świetny zespół - chemia między aktorami zawsze powoduje, że spektakl ma silniejszy przekaz. Ja odczuwam szczególny rodzaj chemii - mimo że aktorzy mnie nie znają, to mam poczucie, że grają właśnie dla mnie (…) Tym razem Marta Zięba skradła moje serce najbardziej, a Michał Opaliński potwierdził, że aktorem się nie bywa, ale jest. Uwielbiam wszystkich i dziękuję za ten rodzaj przenikania. Nie zabrakło tu poczucia humoru i ironii - głos z offu jest kapitalny! Wychodząc z Piekarni po prawie pięciu godzinach, czułam spełnienie. Takie sztuki lubię. Piękne, wymagające i dające do myślenia.”
„Wielki powrót Lupy do Wrocławia. Oprócz wartości artystycznej spektaklu, z Balkonami... wiąże się kontekst sentymentalny - przez prawie 4 i pół godziny możemy poczuć się jak na widowni dawnego Teatru Polskiego we Wrocławiu. Oczywiście nie samym sentymentem Balkony... stoją. To rzecz znakomita. Sam pomysł złożenia spektaklu z dwóch pozornie odległych od siebie tekstów (Domu Bernardy Alba Lorki i Lata Coetzeego) jest genialny. Kto by pomyślał, że z tych dzieł utkać można wieloznaczny, poszarpany majak o pamięci, początkach i końcach miłości, niezaspokojonej fascynacji, ale też o samym akcie twórczym? Tropów tu co nie miara, i choć Lupa prowadzi akcję nieśpiesznie, atmosfera pozostaje gęsta i zawiesista. Istnieje pojęcie slow cinema - tutaj obcujemy ze slow theatre.”
„POLECAJKA! WROCŁAW, JEŚLI MACIE WYBRAĆ SIĘ W TYM ROKU NA JEDEN SPEKTKAKL, NIECH TO BĘDZIE TEN!
Pieśni – Balkony Miłosne Teatr Polski w Podziemiu / Polski Theatre in the Underground zapierają dech w piersiach. Mało kto, jak wybitny Krystian Lupa, potrafi wcisnąć swój przekaz w najgłębszą tkankę ludzkiego jestestwa – dotrzeć do podświadomości. Poruszyć trzewia, zatrząsnąć zmysłowością, rozerwać intelekt na strzępy. To sztuka o człowieku jako jednostce, który uwikłany w społeczną pajęczynę konwenansów, poszukuje własnej tożsamości. To sztuka o ogromnym pragnieniu miłości, które raz wtłacza nas na ścieżkę eskapistycznej imaginacji, innym razem stanowiąc mniej lub bardziej udane próby zwerbalizowania głodu prawdziwej bliskości.
Wreszcie – to sztuka o mocy języka i komunikacji – iluzoryczności snutych przez nas opowieści, które koniec końców służą przecież tylko temu, żeby wyrazić nienazwane (a czasem i nienazywalne) w nas uczucia. Początkowa fragmentaryczność opowiadanych historii rozstraja mnie i mierzi (jakież to ludzkie!), a reżyser-narrator nieustannie komentujący zastaną na deskach teatru rzeczywistość (za pomocą emfazy czy ironii) drażniąco drapie po mózgu.
Ale w drugiej części tej czterogodzinnej sztuki ze spokojem zanurzam się już w opowieści, docierając na głębin intymnego świata bohaterów, niemalże subtelnie dotykając ich dusz – a przy okazji swojej własnej. „Balkony” są nie tylko filozoficzną refleksją nad ludzką zdolnością do szczęścia, ale i przenikliwym, terapeutycznym przeżyciem.”
„Trzech mężczyzn – Lorca, Coetzee i Lupa, z kontrapunktami w postaci buntu postaci granej przez Annę Ilczuk i komentarzy Elfride Jelinek – opowiada o kobietach uwięzionych w patriarchalnych relacjach. W przypadku Lata Coetzee’ego chodzi o lata 70. XX w, RPA i męża biznesmena, w przypadku Domu Bernardy Alby Lorki – rozpaloną Andaluzję epoki Franco, i matkę, bezrefleksyjnie kultywującą mizoginistyczne tradycje. Nieszczęśliwe bohaterki szukają ucieczki – jak u Czechowa – w zakazanych romansach z nieciekawymi, skupionymi na sobie mężczyznami. Balkony dla jednych będą sentymentalną podróżą do dawnego, psychologicznego teatru Lupy, spod znaku Rodzeństwa czy Kuszenia cichej Weroniki. Inni zobaczą w nich schron, w którym reżyser chciał przeczekać burzę, zanim ruszy w dalszą artystyczną drogę.”
„Ja byłam zauroczona spektaklem Krystiana Lupy, który pokazał, że nadal jest mistrzem kreowania swojego magicznego świata – począwszy od scenografii, przez światło, dźwięk, wykorzystanie pauzy, aż do gry nieprawdopodobnie sprawnego zespołu aktorskiego. Dla mnie to było przejmujące wydarzenie.”
„Balkony – pieśni miłosne” są więc ucztą dla ducha. Doskonałością jedyną w swoim rodzaju. Dodam, że smaku całości dodaje oglądanie aktorów „Podziemia”. Wszyscy bez wyjątku są w znakomitej formie! I choć w „moim” pokazie zagrała kontuzjowana aktorka, jednak nie przeszkodziło jej to w mistrzowskiej kreacji. Lubię taki teatr. Ten, dzięki któremu przyglądam się życiu. Cichy, kameralny, a wielki.”
„Reżyser omawianego spektaklu sięgnął był po książkę i sztukę, które przedstawiały przede wszystkim nastroje, uwarunkowania emocjonalne, dotyczące zaszłości i kompleksów, relacji rodzinnych (np. między wdową i siostrami), odcieni męsko-damskich relacji autora powieści, podmiotu literackiego i zarazem postaci spektaklu.
Ich literacką, dramaturgiczną i teatralną atrakcyjność uaktywniły, przykuwające uwagę rozwiązania scenograficzne, multyfikujące przebieg nazbyt powolnych teatralnych zdarzeń. Uwidocznił się w nich niezwykły inscenizatorski, wciąż nowatorski scenariuszowy, reżyserski, scenograficzny i audiowizualny talent Krystiana Lupy (...) Podziemna prapremiera jest potwierdzeniem wysokiego i ambitnego poziomu artystycznego, zaadresowanego głównie do koneserów i erudytów teatralnych. O ile wiem, Teatr Polski w Podziemiu jest obecnie jedyną tego typu – ściśle artystyczną (raczej artystowską) i pozakomercyjną Piekarnią w Polsce. Niech będą pochwalone osoby, które ten Teatr wymyśliły i wytworzyły jego aktualny i perspektywiczny dobrostan oraz instytucje, które go wspierają. Notabene, podobny artystyczny i artystowski wydźwięk mają warszawski Nowy Teatr oraz TR Warszawa.”
„Balkony – pieśni miłosne są jak widok z okna: każdy ma swój. Ktokolwiek stanie w oknie, zawsze zobaczy tylko fragment przestrzeni – nudnej lub intrygującej – zależy jak patrzeć. „Balkony…” to pokawałkowane strzępki, połączone wątkami zamykania się w skorupie [czyjej?] samotności albo traktowania innych jak narzędzi do osiągnięcia emocjonalnego celu. Są też – jak często u Lupy — portretem rodzinnym we wnętrzu koszmaru i ironicznym pamiętnikiem (...) Gwiazdą, która kradnie pierwszą część spektaklu, jest niewątpliwie Halina Rasiakówna w roli Bernardy: władcza, autorytarna, pod atrybutami wdowy skrywająca kipiącą seksualność, policzkująca córki dla zasady i klasistowska do ostatniej haftki gorsetu. To rola wręcz dla niej napisana. Rasiakówna potrafi jednym zdaniem ustawić stosunki na linii służba–rodzina, jednym spojrzeniem sprowadza służącą do parteru, na co ta odpowiada równie bezczelnym sprzątaniem ze stołu. Ciekawy to pojedynek przy stole na klasę społeczną i gender, zwłaszcza że w roli służącej — Poncji — obsadzony został Michał Opaliński. Swoją drogą, należą mu się brawa za opanowanie chodu na obcasach i przekonującą rolę wszystkowi(e)dzącej narratorki – jest to rola, która nie osunęła się w kicz, choć mogła (...).”
„Lupa, w swojej typowej sennej dramaturgii przeprowadza nas przez labirynt emocji. W najlepszym wypadku nie znajdziemy wyjścia. W najgorszym - wciąż wpadać będziemy dodatkowo w pułapki, które zastawia na nas nasza wrażliwość, która nie pomaga nam w zaspokajaniu naszych potrzeb. Wszyscy przegrywają. Ta filozoficzna rozprawa na temat życia „w ciemności, która podejmuje za nas decyzje”, umocowana jest w zjawiskowej scenografii oddającej stan człowieka uwięzionego. To albo zatęchła kamienica z balkonami do podglądania sąsiadów, albo podwórko oblane skwarem nie do wytrzymania. Lupa robi teatr wrażeniowy, w którym malowniczo topi po kolei wszystkie sensy, zanim zdążą wykluć się jako czytelne komunikaty. Bawi się widzem, któremu serwuje niesamowicie przyprawiony sos bez dania głównego.”
„Balkony – pieśni miłosne to spektakl, w którym znajduję fascynujące motywy i sceny. Fragmenty nawiązań do Domu Bernardy Alba mają siłę podobną do robiącej na mnie niegdyś ogromne wrażenie Wycinki. Znakomite aktorki i aktorzy nawet milczeniem potrafią wytworzyć wymowną atmosferę. Czy nie jest jednak tak, że Lupa wciąga nas w pułapkę, byśmy – wpatrując się w ciemność – „oczyma duszy” dostrzegali w niej, tworzone przez nas samych, kształty i znaczenia? Zięba, relacjonując pozbawiony namiętności romans swojej postaci z Coetzeem, zachowuje zimny dystans, co nie zmniejsza się, kiedy przechodzi do retrospekcyjnej prezentacji, co sugeruje, że i ją warunkują późniejsze afekty i dystans.”
„Misterium, jakie rozgrywa się tu pomiędzy dwojgiem ludzi, nie byłoby możliwe bez aktorów – Marty Zięby i Andrzeja Kłaka. Oboje doszli do granicy, poza którą nie ma już form i tematów do zagrania, a jest bycie w określonej sytuacji i przeżywanie jej – sekunda po sekundzie, w czasie rzeczywistym, wobec widza. Skupienie i niebywała intensywność ich obecności wciągają publiczność w ten świat o rozrzedzonej konsystencji i wyostrzają uwagę na to, co na co dzień, w innym rytmie życia pozostaje poza zasięgiem percepcji.”
„W rytmie momentów rzadkiego piękna, kiedy w jednym obrazie Krystian Lupa pokazuje, że jest w stanie wywrócić scenę (do góry nogami,) a wszyscy zamieniają te Pieśni o miłości w odę do potęgi teatru.”
„Sztuka Lorki jest mistrzowsko oddana: nieprzyzwoite niemal poczucie codziennej tragedii, czas bez obietnicy eksplodujący głuchymi myślami i trzaskaniem wachlarzy, rozpaczliwa tkanka życia, którą Lupa zna jak nikt inny, a która szlachetnie unoszą chorą ekspresję Lorki. Jeśli chodzi o powieść biograficzną Coetzeego, która jest na papierze mało "lupowska" ponieważ dosłowna i samo zadowalająca, pozostaje majestatycznie i wolnym tempie zilustrowana w drugim akcie.”